Szybki lewy: punkt dla Szpilki

fot. flickr.com CC by Dusty J

fot. flickr.com CC by Dusty J

Pierwsze starcie przed walką Tomasza Adamka z Arturem Szpilką za nami. Panowie spojrzeli sobie w oczy, dziennikarze zapytali o pieniądze, a kwestia testów antydopingowych przeszłaby pewnie bez echa. Gdyby nie podniósł jej sam Szpilka.

Było spokojnie i kulturalnie, ale w pojedynku na słowa najskuteczniejszą akcją popisał się Artur Szpilka, który niespodziewanie trafił bardziej doświadczonego Adamka krótkim lewym sierpem z doskoku.

Szanowałbym go gdyby zgodził się na antydopingowe testy olimpijskie. (…) Dalibyśmy przykład młodym chłopakom. O nic go nie oskarżam, ale dlaczego nie chce się na to zgodzić? Powinno się z tym walczyć. W końcu każdy z nas ryzykuje swoim zdrowiem. Szkoda. Była okazja, żeby dać przykład w Polsce – powiedział Szpilka.

Punkt dla Artura. Nie dość, że podniósł ważną kwestię (kto by pomyślał), to wykorzystał lukę w gardzie rywala i strzelił go prosto w zęby.  

Niestety olimpijskich testów antydopingowych rzeczywiście nie będzie. Nie zgodził się na nie obóz Adamka. Nie wiadomo, czy jakiekolwiek testy w ogóle będą. Sam „Góral” mógłby zabrać głos, odnieść się do słów młodszego kolegi i wyjaśnić dlaczego zapisu o badaniach nie ma w kontrakcie. Woli milczeć. Także media relacjonujące Adamek vs. Szpilka zupełnie pomijają tą kwestię. Łatwiej oczywiście zająć się wyliczaniem ile kto zarobi.

Nie zarzucamy Adamkowi, że stosował, lub stosuje doping (zrobił to Szpilka) – za rękę nikt go nie złapał, konto ma czyste. Ale wiarygodność boksu z Polsce bezwzględnie wymagała, żeby najbardziej oczekiwana i lukratywna walka a.d.2014 spełniała najwyższe standardy. Pięściarz formatu Adamka mógłby docenić wagę tego problemu, dać przykład, a nie udawać, że temat nie istnieje.

Doping w boksie to kwestia życia i śmierci tej dyscypliny. Boks stał się niszowy i traci na popularności, bo kibice przestali wierzyć w ideę uczciwej walki na równych warunkach. Na koniec warto zadać sobie pytanie, czy wiedząc na pewno, że walka jest uczciwa, pojedynek Adamka ze Szpilką zyskałby, czy stracił?

TT

Kronika zapowiedzianej emerytury

andrew01Stało się, Andrzej Gołota wraca! Ale jeśli nie podoba Wam się pomysł „pożegnania Andrzeja z boksem” dwa razy zastanówcie się nim powiecie: „nie interesuje mnie”, albo „nie będę oglądał”.

Miejsce: Częstochowa.

Data: 25 października.

Przeciwnik: Danell Nicholson.

Nie udawajmy, że tej walki nie ma. Zamiast oburzać się powtarzając: „chałtura”, „cyrk”    i „bez sensu”, stawmy temu czoła z otwartą przyłbicą.

Zewsząd słyszymy, że pożegnalny pojedynek Gołoty jest „sportowo bez sensu”. Odpowiadamy: oczywiście, ale tu w ogóle nie chodzi o sport. Walki Andrzeja już dawno przestaliśmy postrzegać jako rywalizację sportową. Czy w walce z Saletą chodziło o to kto jest lepszy? Albo z Adamkiem? Oczywiście nie. Gołota przegrał obie,     a jego pozycja w dziejach polskiego boksu pozostaje niewzruszona.

[O sportowe uzasadnienie wyboru rywali lepiej pytać polskich promotorów, którzy zamiast – jak zapowiadali – „odbudować” Artura Szpilkę po porażce z Jenningsem, pozwalają na walkę, której ten wygrać nie może (więcej o Adamek vs. Szpilka)].

Wracając do Gołoty. Jeśli nie o sport chodzi, to o co? Dlaczego „Pretendent” wraca jak bumerang i dlaczego wciąż nas interesuje jak zakończy się jego historia?

Interesuje nas, bo Andrzej Gołota to – najkrócej rzecz ujmując – synonim boksu zawodowego w Polsce. Od niego wszystko się zaczęło. Kulej, Pietrzykowski, Grudzień nie mogli sprawdzić się z najlepszymi. Nie ich wina, że parę pokoleń najzdolniejszych polskich pięściarzy zamknięto za żelazną kurtyną. Wielkie gale w Las Vegas, albo Nowym Jorku, pojedynki o miliony –  wszystko to było odległe i niedostępne jak „Dynastia”, albo „Pogoda dla bogaczy”. Do momentu aż w lipcu 1996r. nieznany nikomu Polak poturbował najlepszego wtedy pięściarza wagi ciężkiej.      A w rewanżu zupełnie wybił mu boks z głowy. Jednej nocy Andrzej stłukł szybę dzielącą nas od tego wymarzonego świata – oto jego dorobek.

A później przegrywał. Przewracał się i wstawał. Wciągnął nas ten serial o „polskim mistrzu świata wagi ciężkiej. Jak pasażerowie kolejki górskiej w wesołym miasteczku, po szalonej jeździe i na chwiejnych nogach wysiadaliśmy z silnym postanowieniem, że „nigdy więcej”, ale później, kiedy niesmak minął, znów ciągnęło nas do tego coraz bardziej rozklekotanego wagonika.

25 października nie zapisze się w annałach polskiego sportu, bo Gołota to zjawisko, które nie pasuje do czarno – białych kategorii „wygrał – przegrał. Wszystko wskazuje na to, że zbliżamy się do ostatniej stacji. I choć trudno to zrozumieć, wiemy, że musimy być świadkami końca tej historii.

P.s. miejmy jednak nadzieję, że Andrzej nie poczuje się w ringu zbyt dobrze, bo tydzień po walce usłyszymy od niego: „Lewa ręka działa. Chyba nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa”.

TT

 

Adamek vs. Szpilka – dlaczego to trzeba zobaczyć?

fighterKiedy pierwszy raz usłyszeliśmy, że pojedynek Tomasz Adamek vs. Artur Szpilka jest blisko finalizacji, pomyśleliśmy: to jakiś słaby żart. Teraz zmieniliśmy zdanie! Podajemy 5 powodów, dla których warto czekać na tę walkę.

Na początku było wyparcie. Myśl o tym pojawiała się tu i ówdzie, sączyli ją nam do ucha komentatorzy, dziennikarze pytający „co by było jeśli?”. Wątki na forach rozrastały się, mnożyły się komentarze pod artykułami wspominającymi nazwiska obu Panów. Broniliśmy się przed tym. W kółko powtarzaliśmy „niemożliwe” i „to bez sensu.

Mechanizm raz puszczony w ruch, nie chciał się jednak zatrzymać. Panowie wymienili się uprzejmościami, padły słowa o nauczeniu starszego kolegi „paru myczków,    a dziennikarze sportowi (idąc w ślady kolegów zajmujących się polityką) kursowali między jednym i drugim powtarzając: tamten powiedział, że Ciebie to jedną ręką, co Ty na to?

No i stało się. Tomasz Adamek i Artur Szpilka niedługo skrzyżują rękawice. Oczywiście nic nie jest pewne dopóki obaj nie wyjdą do ringu, ale już dziś warto się na to przygotować i zamiast płakać nad kondycją polskiego boksu i narzekać na własne straty moralne lepiej pomyśleć o pożytkach wynikających z tej konfrontacji.

Oto nasze propozycje:

po pierwsze: Tomasz Adamek na chwilę przestanie mówić o polityce, Europie, wyprzedawaniu Polski, Zbyszku Ziobrze i egzorcyzmach, którymi chce leczyć gejów.
po drugie: Artur Szpilka przestanie mówić w ogóle, bo postara się o to Tomasz Adamek.
po trzecie: zwolenników talentu Artura Szpilki czeka twarde lądowanie, bo wiwisekcji jego umiejętności dokona ktoś z właściwymi referencjami.
po czwarte: kiedy wszyscy zorientują się, że naturalnym środowiskiem Artura Szpilki jest ustawka Wisły Kraków, ktoś pójdzie po rozum do głowy i wreszcie na poważnie pomyśli o pojedynku dwóch najlepszych polskich mistrzów ostatniej dekady: Tomasza Adamka z Krzysztofem Włodarczykiem.
punkt piąty i ostatni: jeśli nie możesz znieść myśli o Adamek vs. Szpilka i dawno nie byłeś na wakacjach – lepszej okazji nie będzie.

Odsuwając żarty na bok. Sportowo Adamek vs. Szpilka nie budzi zachwytu, ale boks to biznes i najbardziej kuriozalne zestawienie ma sens jeśli – jak mówi klasyk – kasa będzie się zgadzała. Tomasz Adamek kończy wspaniałą karierę i może czuć się spełniony. Zwycięstwo nad byłym pensjonariuszem zakładu karnego nie przysporzy mu chwały, ale konto bankowe podreperuje. Choć posłem do Parlamentu Europejskiego nie został, Polski i rodziny ratować tam nie może, to nich chociaż wyświadczy Polskiej szkole boksu ostatnią przysługę zamykając raz na zawsze dyskusję o talencie Artura Szpilki.

TT

Szpilką w balonik

Przekreślanie szans 24-letniego sportowca, który dopiero poniósł pierwszą porażkę i ma wolę poprawy, jest lekkomyślne. W przypadku pomyłki grozi nawet wystawieniem się na śmieszność. Co do Artura szpilki nie mamy jednak złudzeń.

Fot. flickr.com / justmakeit / CC BY-NC 2.0

Fot. flickr.com / justmakeit / CC BY-NC 2.0

Musiało minąć kilka dni, żeby bez emocji porozmawiać o pojedynku Artura Szpilki      i o tym, co czeka go w przyszłości. Wbrew oczekiwaniom, którymi dzieliliśmy się z Wami tutaj, nasza nadzieja w wadze ciężkiej nie sprawiła Bryantowi Jenningsowi większych kłopotów. Artur był niepewny na nogach i niekonsekwentny w ataku, jego braki w obronie wciąż są widoczne, a przygotowanie kondycyjne nie pozwoliło przeboksować 10 rund w wysokim tempie. Jennings to solidny pięściarz: szczelna garda, wzorowa kondycja, dyscyplina taktyczna.  Do tego atletyzm i zasięg ramion. Amerykanin bez trudu wyłapywał ataki Polaka, spokojnie zwiększał pressing i  realizował swój plan taktyczny. Dla niego był to „zwykły dzień w biurze”. Kolejny oponent na kolankach.

Dla nas ta porażka znaczy dużo. Nawet bardzo. Walka w Madison Square Garden miała  unaocznić światu potencjał drzemiący w Szpilce. Niestety wydobyła na jaw jedynie smutną prawdę o dużych ambicjach, ale słabych umiejętnościach. Wmówiliśmy sobie, że mamy mocnego contendera, który będzie mógł nawiązać walkę ze światową czołówką. A okazało się, że amerykańscy średniacy pokroju Mike`a Mollo, to póki co szczyt możliwości.

Nie zawracajmy obie głowy gadkami o „sercu do walki”, „ambicji” itd. Naprawdę nie warto. Z obozu Polaka słyszymy zapewnienia o ogromie pracy do wykonania, o ciągłej nauce i podnoszeniu umiejętności. Sam Szpilka, mając 24 lata i 17 zawodowych walk, doszedł wreszcie do wniosku, że dobrze byłoby „podnieść gardę do podwójnej”. Najwyższy czas! Mówi, że chce się uczyć, ale deklaruje „z trenerem Łapinem do końca życia”! Słyszę to i zastanawiam się gdzie byłby dziś Władimir Kliczko, gdyby nie poszedł po rozum do głowy i nie oddał się pod opiekę Emanuela Stewarda?

Grając w otwarte karty: nie widać przed Arturem Szpilką przyszłości, o której jeszcze niedawno tak chętnie mówił. Nie ma to nic wspólnego z dobijaniem zawodnika, który właśnie poniósł pierwszą porażkę w karierze. Nie potrafię sobie wyobrazić scenariusza, który doprowadziłby go (za parę lat) do pojedynku o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Wzniesienie się na wyższy poziom wymagałoby od niego nie tylko ciężkiej pracy, Artur potrzebuje pozbyć złych nawyków, wciąż wzbogacać swój arsenał. Być może konieczna byłyby zmiana trenera i całego otoczenia. Ale nawet to nie zmieni namacalnej, kategorycznej, definitywnej prawdy: miłośnicy boksu, Artur Szpilka nie ma argumentów sportowych! Nie ma odporności, nie ma uderzenia, które zrobiłoby różnicę, a warunkami fizycznymi tych braków nie nadrobi.

Porażka z Jenningsem nie jest końcem Artura Szpilki. Jest natomiast brutalnym końcem marzeń o kolejnym wcieleniu Andrzeja Gołoty, który (tym razem z powodzeniem) zawojuje czołówkę wagi ciężkiej.

TT

Z motyką na Szpilkę

szpilka

fot. flickr.com / paojus / CC

Artur Szpilka nie jest dobrym bokserem? Zgoda. Nigdy nie zostanie mistrzem świata? Potwierdzam! Nie oznacza to jednak, że 25 stycznia Bryant Jennings pozamiata nim ring.

Na początek ustalmy co najważniejsze.

Po pierwsze: nie jesteśmy entuzjastami talentu Artura Szpilki, wielokrotnie (choćby tutaj) pisaliśmy co uważamy o jego sportowych osiągnięciach.

Po drugie: faworytem tego pojedynku, który 25 stycznia odbędzie się w Madison Square Garden jest Bryant Jennings i wedle wszystkich praw rządzących boksem nie powinien mieć problemu z wyboksowaniem Polaka na dystansie 10 rund.

Teraz pora na „ale”. Boks nie daje się jednak wtłoczyć w ciasne ramy arytmetyki. 2+2 nie zawsze daje 4, a większy i bardziej doświadczony nie zawsze wygrywa. Na zwycięstwo często wpływ mają rzeczy, na pierwszy rzut oka niewidoczne. Czy chcę przez to powiedzieć, że Szpilka wygra? Nie. Czy ma jednak szansę dać dobrą walkę, prowadzić z Jenningsem wyrównany pojedynek? Sądzę, że tak.
Szpilka nie jest faworytem.  Ale przekreślanie jego szans to efekt negatywnych emocji jakie zawodnik z Wieliczki budzi wśród wielu kibiców.
„Papiery” na zwycięstwo ma Amerykanin, dla którego będzie to wielki debiut na antenie HBO. Przyjrzymy mu się trochę dokładniej: 17 zawodowych pojedynków, 17 zwycięstw, 9 przez KO. Przyzwoita szybkość i siła, oraz imponujący zasięg ramion. To wszystko jednak trochę mało. Jennings nie jest wirtuozem ringu. Ten dobrze wyszkolony rzemieślnik, który zaledwie 5 lat temu po raz pierwszy zasznurował rękawice, dotąd nie zmierzył się z wiarygodnym oponentem. Tymczasem 25 stycznia czeka go spotkanie      z pewnym siebie, niepokonanym, mańkutem. Polak to niekonwencjonalny pięściarz, który wciąż popełnia szkolne błędy, ale mimo to będzie dla Jenningsa wyzwaniem. Nie oznacza to, że Artur wygra. Nie odmawiajmy mu jednak szansy nawiązania wyrównanego boju z pięściarzem, z którym wiązane są duże nadzieje, ale w ringu nic jeszcze nie osiągnął.

Obaj zawodnicy to produkt oczekiwań kibiców boksu w swoich krajach. Amerykanie od lat tęsknym wzrokiem wyglądają następców Evandera Holyfielda, bo o kolejnym wcieleniu Mike’a Tysona nawet boją się marzyć. Polacy są jeszcze bardziej zdesperowani. Wszystkie niespełnione oczekiwania związane z kolejnymi nieudanymi próbami  Andrzeja Gołoty, złożyli natychmiast na barkach pierwszego pięściarza, który lekkomyślnie powiedział, że będzie kiedyś mistrzem świata. Racjonalne myślenie wyleciało oknem, bo górę wzięły emocje i zawiedziona miłość do „uwolnionego z miasta Włocławka”.

W nocy 25 stycznia z pewnością obnażony zostanie któryś mit. Okaże się, czy Amerykanie będą zmuszeni szukać kolejnego zbawcy wagi ciężkiej. A my dowiemy się, czy Artur Szpilka naprawdę warty jest tak mało, jak chcą tego jego krytycy.

TT

Sierpień: zestaw obowiązkowy

Lipiec za nami. Sezon urlopowy dla kibiców boksu dobiega końca. W sierpniu czeka na nas kilka ciekawych pojedynków, które powoli wprowadzą nas                   w atmosferę wrześniowego starcia gigantów: Mayweather vs. Alvarez.

  • 3.08. Unicasville, Tomasz Adamek vs. Dominick Guinn

Tomasz wraca po dłuższej przerwie. W ringu mamy zobaczyć innego Adamka: szybkiego, dynamicznego, zdyscyplinowanego i nie wdającego się w niepotrzebną bijatykę. Walka w Unicasville pozwoli odpowiedzieć na pytanie: czy Tomasza stać jeszcze na boks na najwyższym poziomie? Guinn to żaden wirtuoz, ale jeśli Adamek będzie się    z nim męczył, to potencjalny pojedynek z Bryanem Jenningsem może przejść mu koło nosa.

kal

fot. flickr.com by counting chest bullets/CC

  • 3.08. Leicester, Riddick Bowe vs. Mark Potter

Tak, to nie jest pomyłka. Obaj panowie zmierzą się podczas gali w Leicester. Ze względu na stan ich zdrowia i przygotowanie kondycyjne organizatorzy skrócili rundy do 2 minut. Riddicka Bowe znamy wszyscy. Najciekawsza informacją na temat Pottera jest jego ringowy przydomek: „Wielki biały rekin”. Bez komentarza…

  • 16.08. Chicago, Andrzej Fonfara vs. Gabriel Campaillo

Poważny sprawdzian dla naszego mistrza IBO. Campaillo to utytułowany i doświadczony pięściarz, który bił się z najlepszymi w swojej kategorii. Zwycięstwo Fonfary postawiłoby go w gronie czołowych pięściarzy w półciężkiej. Polak musi pokazać się z dobrej strony, bo walka odbędzie się na stadionie Chicago White Sox i będzie transmitowana przez telewizję ESPN2.

  • 16.08. Chicago, Artur Szpilka vs. Mike Mollo

O pierwszej walce tych panów już pisaliśmy. Nie widzimy przeciwskazań żeby Mollo po raz drugi pokazał wszystkim, że Szpilka światowej czołówki nie zawojuje.

  • 17.08. Cardiff, Nathan Cleverly vs. Sergiej Kowaliew

Cleverly po raz szósty będzie bronił swojego pasa WBO w kategorii półciężkiej. I może to być najtrudniejsze zadanie w jego karierze, bo Kowaliew to bardzo groźny panczer. Chwila nieuwagi i tytuł mistrzowski zmieni właściciela.

  • 17.08. Atlantic City, Daniel Geale vs Darren Baker

Australijczyk Geale to obecnie mistrz świata federacji IBF i nr.3 w dywizji średniej. Przed nim są jedynie: Sergio Martinez i Gienadij Gołowkin. Kibice boksu maja nadzieję, że zwycięzca tego pojedynku pod koniec roku skrzyżuje rękawice właśnie z Gołowiknem. Więcej o sytuacji w kategorii średniej tutaj.

  • 24.08. Szwerin, Kubrat Pulew vs. Tony Thompson

Walka o być albo nie być dla obu. Zwycięstwo otwiera Pulewowi drogę do pojedynku o pas mistrza świata. Thompson, po tym jak dwukrotnie udowodnił, że David Price ma szklaną szczękę, ma wszelkie prawo, by wierzyć w swój (kolejny) powrót do światowej czołówki.

  • 24.08. Carson, Abner Mares vs Jhonny Gonzalez

Jeśli chcecie zobaczyć pojedynek dwóch meksykańskich bulterierów, to musicie zarwać noc z 24 na 25 sierpnia. Mares to bokser jeszcze niepokonany. Jest wschodzącą gwiazdą stajni Golden Boy Promotions i telewizji Showtime. Podczas gali w Carson będzie po raz pierwszy bronił pasa WBC w kategorii lekkiej. Ten sam tytuł przez niemal dwa lata dzierżył właśnie Gonzalez i teraz chciałby go odzyskać.

  • 25.08. Tokio, Ryota Murata vs. Akio Shibata

Zawodowy debiut Muraty w kategorii średniej. Japończyk jest złotym medalista olimpijskim z Londynu i wicemistrzem świata z turnieju MŚ w Baku w 2011r.

TT

Szpilka stracił, Mollo zyskał

Szpilka wszedł do ringu, jakby zwycięstwo było mu już dane. Mollo szybko sprowadził go na ziemię, posłał dwukrotnie na deski i był blisko sprawienia wielkiej  niespodzianki.

Jeśli ciągle jeszcze ktoś jest pod wrażeniem nokautu, jaki w 6. rundzie Artur Szpilka zafundował Mike’owi Mollo, to polecam żeby obejrzał ten pojedynek jeszcze raz          w całości. Mówiąc szczerze, Szpilka był o krok od porażki na punkty. Debiut na dużej scenie za oceanem (gala była transmitowana przez ESPN3) wypadł naprawdę blado.

"Artur Przyszpilony" - Fot. flickr.com / justmakeit / CC BY-NC 2.0

Artur „przyszpilony” – Fot. flickr.com / justmakeit / CC BY-NC 2.0

Szpilka wydawał się zmęczony. W czwartej  i piątej rudzie słaniał się na nogach i parę razy lądował na kolanach. Ciosy Artura nie robiły na rywalu wrażenia; Mollo parokrotnie trafiony czysto, po prostu szedł dalej naprzód.

Błędy, które Polak wciąż powtarza, widać chyba gołym okiem. Nokdaun z czwartej rundy jest na to najlepszym dowodem. Jeden z najbardziej cenionych trenerów       w USA i komentator ESPN Teddy Atlas określił styl naszego ciężkiego jako: „broda w górę, ręce w dół”.

Ale ten wpis nie będzie w całości o zawodniku z Wieliczki. Ten wpis będzie                       o prawdziwym bohaterze wczorajszego wieczoru. A jest nim Mike Mollo. Zawodnik      z Chicago zdobył uznanie komentatorów i kibiców. Nie wyszedł do ringu po wypłatę, zaprezentował wyjątkową wolę walki i odwagę. On był agresorem, rozbity, zakrwawiony, szedł do przodu i był o krok od sprawienia sensacji. Potrafił przycisnąć faworyzowanego rywala do lin, a w czwartej rudzie przejął kontrolę nad wydarzeniami. Gdyby nie kontuzja, która sprawiła, że Amerykanin niewiele widział, mogło to się skończyć inaczej. Biorąc pod uwagę, że nie walczył od ponad 2,5 roku. Biorąc pod uwagę, że warunkami fizycznymi zdecydowanie ustępował Polakowi, ten skazywany na pożarcie (również przeze mnie) Mollo, dał naprawdę świetną walkę.

Jeśli wczorajszy pojedynek obserwował któryś z liczących się promotorów albo menadżerów stacij telewizyjnych, to na pewno bardziej docenił walecznego Amerykanina.

Najlepszym podsumowaniem tej walki i zarazem kubłem zimnej wody na głowy wszystkich tych, którzy koronowali już Szpilkę na następnego mistrza świata, niech będą słowa Dana Rafaela, najbardziej cenionego dziennikarza zajmującego się boksem         w USA: „Szpilka to nic wielkiego”.

TT

Nie zawracajmy Wisły szpilką

Szpilka vs. Mollo to słaba walka, a Mollo to słaby przeciwnik. Po co więc z nim walczyć? I jak to się ma do „mistrzowskich ambicji” boksera z Wieliczki?

Dziś na gali w USA Artur Szpilka zamierzy się z Mikiem Mollo. Mówiąc delikatnie: to nie jest najtrudniejszy sprawdzian w karierze Polaka. Nie sądzę, żeby Mollo był w stanie przetrwać więcej niż trzy, cztery rundy. Powiem więcej, Szpilka powinien go znokautować szybciej. Przy okazji nie dajmy sobie wmówić, że Polak dzięki tej walce zaczyna budować w Ameryce swoją karierę.  Co prawda podczas gali podopieczny Fiodora Łapina będzie miał okazje zaprezentować się promotorom, dziennikarzom sportowym       i szefom stacji telewizyjnych. Ale to nie oznacza, że ktoś podejdzie do niego i zaproponuje żeby walczył na antenie ESPN. Na to trzeba pracować lata. Trzeba walczyć w Stanach i to walczyć z kimś lepszym niż ważący 135 kg David Saulsberry.

Mollo to słaby przeciwnik. W zawodowej karierze wyszedł mu tylko jeden prawy sierp, którym znokautował Kevina McBridea. Większe wyzwania go przerastały. Dlaczego więc wybór padł na niego? Raczej nie ze względów sportowych. Mollo nie walczył 2,5 roku, a ostatnio zajmował się wychowywaniem dzieci. Być może Andrzej Wasilewski pomyślał, że jego nazwisko jest choć trochę znane polskim kibicom, bo dawno, dawno temu Mollo walczył z Andrzejem Gołotą. Po drugie Illionis to jego rodzinny stan. Podsumowując: Mollo nie jest zawodnikiem, z którym powinien walczyć ktoś nazywany przez kibiców „następnym mistrzem świata”.

Jeśli Szpilka go dziś nie znokautuje, dostarczy tylko amunicji krytykom powtarzającym, że jest przereklamowany. A naprawdę jest. I to w większości nie z własnej winy. Trzeba uczciwie powiedzieć, że bokser z Wieliczki pokornie powtarza, jak wciąż się uczy i jak wiele pracy jeszcze przed nim. Nadmuchiwanie balona pod nazwą „Artur Szpilka mistrzem świata” zawdzięczamy, tym wszystkim niedzielnymi kibicom, którzy nie widzą różnicy między MMA i boksem oraz dziennikarzom, którzy (pod wrażeniem tego, że Szpila siedział w więzieniu) zrobili z niego celebrytę i prowokują pytaniami np. o Adamka.

Chcielibyśmy oceniać Artura Szpilkę tylko i wyłącznie pod kątem osiągnięć sportowych. A tutaj jest bardzo słabo. Z jednej strony mamy Szpilkę, który powtarza, że chce być mistrzem, a kibice już dawno przyjęli, że tylko kwestia czasu. Z drugiej jest: 12 walk i tylko jeden przeciwnik (Jameel McCline), który dawno temu ledwie otarł się   o czołówkę wagi ciężkiej. Jeśli mamy traktować poważnie to całe gadanie o „mistrzowskich ambicjach”, to ta dysproporcja musi się zmienić. Niestety walka z Mollo zmiany nie zapowiada.

TT

Efekt Szpilki

Wczorajsza szarpanina między Arturem Szpilką a Tomaszem Zimnochem jeszcze bardziej zwiększy szum wokół „Szpili”, który pomału staje się twarzą polskiego boksu zawodowego. Pytanie tylko, czy to dobrze dla boksu?

Wystarczą ostre słowa, parę chybionych ciosów i chwila przepychanki w stójce. Oto przepis na wydarzenie, które przebije się do mainstreamowych mediów i skupi uwagę tych kibiców, którzy o oglądaniu walki bokserskiej w sobotni wieczór 23 lutego nawet by nie pomyśleli.  Artur Szpilka vs. Tomasz Zimnoch sportową wartość ma nikłą, ale medialnie ma szansę przebić stracie Gołoty z Saletą, o pojedynku „Diablo” Włodarczyka w Gwinei Równikowej (pisaliśmy o nim tutaj) nawet nie wspominając.

Czy tego chcemy, czy nie, skandal był od zawsze sprzymierzeńcem promotorów i samych pięściarzy. Nie ma się na to co obrażać, bo to element przedstawienia pod nazwą „boks zawodowy”. Niepokoi jedynie skala uwagi i rozgłos, jaki w polskich mediach zyskuje wszystko, co robi Artur Szpilka. I nie mam na myśli jedynie największych portali zajmujących się boksem, mówię o internetowym mainstreamie! Przykład: wczoraj wieczorem informacja o burdzie z udziałem Szpilki była na stronie głównej: TVN 24, Onetu, Wirtualnej Polski, Sport.pl, Pudelka (tak, poświęciłem się i sprawdziłem), Money.pl, Menstreamu itd. Liczba komentarzy zamieszczanych pod tymi tekstami szła w setki,  a post, który Szpilka umieścił na swoim profilu na Facebooku, w kilka godzina został udostępniony ponad 2,5 tys. razy.

 

Możemy zapytać: no i co w tym dziwnego? Tego typu wydarzenia świetnie się sprzedają na całym świecie. Prawda. Ale jeśli spojrzymy na najbardziej znanych polskich bokserów, np. Andrzeja Gołotę, Tomasza Adamka czy Dariusza Michalczewskiego, to ich popularność mimo wszystko miała korzenie w sukcesach sportowych. A Szpilka na tym polu nie osiągnął jeszcze nic (choć niektórym wydaje się, że jest inaczej). Co gorsza, bohater wczorajszej szarpaniny stał się ostatnio niemal autorytetem np. w kwestii rozwoju kariery Tomasza Adamka i w ogóle asem wywiadu. Patrząc na to ile uwagi poświęcono mu w 2012 roku,  to nie pomylimy się wiele, mówiąc, że Szpilka staje się twarzą polskiego boksu zawodowego.

I z tym mamy problem. Artur Szpilka, po prostu na ten rozgłos nie zasłużył. Niech najpierw potwierdzi swoją wartość sportową.

TT

P.S. Koneserów tego gatunku rozrywki na pewno zainteresuje zestawienie 10 największych bijatyk podczas konferencji prasowych.

Ciszej nad tą Szpilką

To będzie krótki post. Drażni mnie Artur Szpilka. Drażni mnie jego promotor, który ze wszystkich dostępnych metod promocji swojego boksera wybrał tę najmniej poważną. Drażnią mnie media, dla których Szpilka jest tak interesującą postacią.

Ten gość na pewno ma talent, tego odmówić mu nie można i nawet nie próbuję tego robić. Wystarczy spojrzeć na jego osiągnięcia w boksie amatorskim. Ale to za mało, by robić ze Szpilki gwiazdę. „GW” upatrzyła sobie go chyba jako tego, który ma być twarzą boksu. Niegrzecznym chłopcem, który wraca z pierdla po to, by nokautować kolejnych ciężkich. Drażni mnie to bardzo.

Bo Szpilka jako bokser zawodowy naprawdę wiele nie pokazał. W walce, do której nie doszło, bo Szpilkę z ważenia zgarnęła władza, stawiałbym mimo wszystko na Bartnika, nie Szpilkę. Po opuszczeniu zakładu Szpilka bił się z kelnerami. Taki Bazyliszek przecież nie potrafił nawet poprawnie zadać ciosu. A jak już go zadawał, to tak wolno, że w tzw. międzyczasie, można było śmiało wypić piwo, tyle to trwało. Jedyny bokser, który boksować nawet potrafił, ale dawno za sobą miał dobre lata, dał Szpilce cały dystans i przestawił mu szczękę.

Jeszcze jednej rzeczy nie mogę Szpilce odmówić. Ambicji. Facet z pewnością chce więcej i więcej – i nie mówię tutaj o pieniądzach, a bardziej o amibcji czysto sportowej. Narzeka, że promotor sprowadza mu leszczy zamiast bokserów. Po części ma rację. Ale tylko po części, bo – jak pokazała walka z McCline’em – Szpilka chyba na wyjadaczy po prostu gotowy nie jest. Po każdej walce tłumaczy, że zawiódł trenera, bo nie zrealizował tego, co obaj sobie zakładali. Szpilka stoi w rozkroku. Dolary przeciw orzechom, że w ważnej walce bokser z Wieliczki po prostu spaliłby się psychicznie.

Szpilką w balonik
Fot. flickr.com / justmakeit / CC BY-NC 2.0

I tutaj kolejna rzecz, która mnie drażni: ataki Szpilki na Tomasza Adamka. Naprawdę, jeśli chodzi o sport, o boks, to Szpilka jest przy Adamku tym, kim chłopak z Pisy Barczewo przy Rooney’u. Mógłby po prostu wiele się od niego nauczyć. Zamiast jednak myśleć o nauce Szpilka Adamkowi stara się za każdym razem dogryźć. Używa przy tym zwrotów, które nie przystoją dorosłemu mężczyźnie, a i gimnazjalista powinien źle się sam ze sobą czuć przy okazji takich wypowiedzi. Nie będę cytować, bo staram się trzymać poziom – mimo wszystko.

Chciałbym zobaczyć Szpilkę z technicznie niezłym bokserem. W ciemno stawiam na porażkę pana Artura, może nawet przed czasem. O walce z Adamkiem nawet nie będę mówił, bo – jak mówi ten ostatni – na walkę trzeba sobie zasłużyć. Myślę, że nawet Bobby Gun zasługiwał na nią bardziej, gdy ją dostawał, niż Szpilka teraz. Na argument, że taką walkę chcieliby zobaczyć kibice, od razu odpowiadam, że to nie kibice, a pikniki.

Aha, Szpilka mówi jeszcze, że Adamek w walce z młodszym Kliczką wyszedłby tylko po wypłatę. Prawdopodobnie ma rację, ale co innego mnie tu zastanawia – argumentacja młodego ciężkiego. Adamek niby nie ma szans, bo obija kelnerów. Swoje szanse natomiast Szpilka widzi (w perspektywie paru lat), chociaż nawet z tym obijaniem tu średnio, bo kelner to za duże słowo na określenie jego rywali.

PS. Trochę głupio wyszło, ale z powyższym zgadza się cały skład lnl.

PM