„Diablo” zje śniadanie z dyktatorem

9 lutego Krzysztof Włodarczyk stoczy walkę w Afryce. Pojedynek, którego stawką będzie pas WBC kategorii junior ciężkiej opłacił jeden z najbrutalniejszych reżimów na świecie. Zastanawialiście się, dlaczego „Diablo” musi brać takie walki?

Mroczne dyktatury i boks zawodowy wzajemnie się przyciągają. Można nawet powiedzieć, że każdy promotor boksu ma swojego dyktatora. Don King miał władcę wielkiego jak cała Europa Zairu, Andrzejowi Wasilewskiemu przypadł równie wredny satrapa drobnej jak ziarnko piasku Gwinei Równikowej.

Obiang

Prezydent Teodoro Nguema Obiang fot. flickr.com Embassy of Equatorial Guinea/CC

Teodoro Nguema Obiang rządzi krajem, którego na mapie trzeba szukać za pomocą szkła powiększającego. W zamian Gwinea Równikowa dysponuje olbrzymimi zapasami ropy naftowej. Dochody ze sprzedaży „czarnego złota” pozwoliły mu już sfinansować Puchar Narodów Afryki w 2012 roku. Dyktator chce jednak dać swoim poddanym kolejne wielkie wydarzenie sportowe.

Prezydent opłacił zaplanowaną na 9 lutego walkę Włodarczyk vs. Mormeck. Promując to wydarzenie, Andrzej Wasilewski przywołuje historię słynnej „Rumble in the jungle” z 1974 roku. Podobieństwa owszem są: Włodarczyk jak Ali będzie się bił na stadionie piłkarskim, a po drugie fundatorem walki jest Obiang, który sięgnął do państwowej szkatuły tak samo jak Mobutu, który wysupłał 10 mln dolarów na starcie Ali vs. Foreman. Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że biorąc pod uwagę skalę te pojedynki są nieporównywalne.

Mormeck

Jean – Marc Mormeck fot. flickr.com by Philippe Moreau Chevrolet?CC

Od strony sportowej afrykańska przygoda zapowiada się równie mało ciekawie. Mormeck jest cieniem pięściarza, który dawniej zunifikował pasy w kategorii cruiser.Jego ostatnia walka z Władimirem Kliczko, mówiąc delikatnie, nie zapisała się w historii, bo ukraiński mistrz znokautował go pierwszym lepszym prawym, który doszedł do celu. Włodarczyk nie może tu nic zyskać, pojedzie tylko na egzotyczną wycieczkę. O ile wyprawę na Antypody jeszcze można było zrozumieć (bo Danny Green to lokalna gwiazda), o tyle walka z Mormeckiem w Gwinei to po prostu skok na bankomat.

Szkoda, bo Krzysztof Wodarczyk to nasz jedyny aktualny mistrz świata i pewnie on sam wolałby większe wyzwania. A tych wbrew pozorom w wadze cruiser nie brakuje: za Odrą rezydują przecież: Marco Huck, Yoan Pablo Hernandez, Firat Arslan, Ola Afolabi. Największym problemem Diablo jest jednak to, że nie był w stanie stworzyć wokół siebie rzeszy oddanych kibiców. Mówiąc wprost, Włodarczyk jest nam po prostu obojętny: wygra – ok, przegra – trudno. Jego ostatnia gala w Polsce (rewanż z Francisco Palaciosem) zrobiła finansową klapę. Ludzie nie chcą go oglądać. Jedyną walką, która przyniosłaby Włodarczykowi popularność (i być może uznanie w oczach polskich kibiców), byłoby starcie z Mateuszem Masternakiem. Niestety, akurat o tym pojedynku Diablo nie chce nawet słyszeć.

TT

3 thoughts on “„Diablo” zje śniadanie z dyktatorem

  1. Pingback: Efekt Szpilki | lewy na lewy

  2. Pingback: Diablo Wielka Smuta | lewy na lewy

  3. Pingback: Krzysztof Włodarczyk i Paweł Kołodziej jadą do Moskwylewy na lewy

Dodaj komentarz