To co wydarzyło się w sobotę podczas gali HBO w Omaha zakrawa na pięściarską aberrację, ringowe wynaturzenie, które nie powinno się zdarzyć. Szachowy arcymistrz ringu, Yuriorkis Gamboa zginął od własnej broni, pobity na własnym podwórku i na własne życzenie.
Jeśli „geniusz to wieczna cierpliwość” jak powiedział Michał Anioł, to ze wszystkich sportowców na świecie kubańscy pięściarze najpełniej dowodzą prawdziwości tych słów. Nie kto inny, jak ci karaibscy szachiści ringu opanowali sztukę czekania lepiej niż starożytny Diogenes, który – jak głosi legenda – na dobrych kilka lat zamieszkał w beczce.
Pięściarze z Karaibów dorastają w kulcie ostrożności i opanowania. Beztroska i ryzykanctwo zostało wykrojone z ich kodu genetycznego. Lekkomyślność usunięta ze słownika. Ich religią jest cierpliwość. Obserwują, wyczekując fałszywego ruchu przeciwnika i kiedy trzeba bezlitośnie wymierzają karę ze lekkomyślność.
Kolejne pokolenia, posłuszne tym zasadom, masowo zdobywały olimpijskie laury, a ich zakon zyskał sławę żelaznej pięści karaibskiego komunizmu. Zaprzysiężeni członkowie tego bractwa od małego ślubowali wiernie służyć rewolucji i Fidelowi Castro, a przede wszystkim nie zaprzedać tajemnic swojego rzemiosła i pod żadnym pozorem nie zdradzić go na rzecz grubiańskiego i nieokrzesanego boksu zawodowego. Choć amerykańscy kapitaliści zarabiali na ringu grube miliony, to ich styl był odpychający: bylejakość w obronie, gruboskórność w ataku, brak obycia z podstawowymi zasadami warsztatu. Boks miał być szlachetną sztuką walki na pięści – nie bezmyślną młócką do ostatniej kropli krwi.
W ostatnią sobotę, te dwa nieprzenikalne światy zetknęły się na ringu w Omaha. Wysublimowany artyzm Yuriokisa Gamboy przeciw praktycznemu i funkcjonalnemu boksowi Terenca Crawforda. Sacrum kontra profanum.
Kubański zbieg po raz kolejny (o czym pisaliśmy tutaj) postanowił odwrócić się plecami od swojej tożsamości. Porzucił zasady bractwa, które uczyniło go tym kim jest. Ściągnął na siebie zgubę, bo zapomniał o powściągliwości. Porzucił cierpliwość i przyjął rolę atakującego. Chcąc przypodobać się sędziom szedł do przodu, inicjował wymiany w nadziei na zdobycie uznania fanów. Każdy inny, ortodoksyjny kubański pięściarz brzydzi się takimi wybiegami.
Z kolei Amerykanin dał się poznać jako inteligentny technik obdarzony instynktem zabójcy. Z zimną krwią, konsekwentnie wypatrywał swojej szansy – szukał miejsca na mocny prawy sierp. Choć wyraźnie przegrał pierwsze trzy rundy, nie stracił rezonu. Uparcie walczył z odwróconej pozycji. Nagrodą za konsekwencję był krótki prawy sierp w czwartej rundzie, który odmienił losy meczu. Reszta jest historią. Im mocniej Gamboa się starał, tym bardziej smagały go kontry Crawforda. Sędzia przerwał walkę w 9. rundzie, kiedy Kubańczyk padł po raz czwarty.
Choć Gamboa popełnił wiele błędów, nic nie powinno odebrać Amerykaninowi w pełni zasłużonego splendoru zwycięstwa. Stoczył wielki pojedynek i w pełni zasłużył na miano nowego hegemona wagi lekkiej.
TT